Odczułam nową falę bólu, na tyle silną, że mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu. Targnęła mną olbrzymia nadzieja, że w końcu umieram. Ale po chwili poczułam wyraźny spadek natężenia cierpienia i aż popłakałam się z gorzkiego rozczarowania..... Miała płatki śniegu we włosach i czarny płaszcz. Uważnie obserwowała.. Straszliwie kręciło mi się w głowie, myśli rwały się jak słabe nici. Broniłam się rozpaczliwie, ale powoli zapadałam w oślizgły, kręcący się coraz szybciej w kółko, mroczny świat majaków. Już prawie straciłam przytomność, kiedy niespodziewanie zauważyłam, że wata otulająca moje zmysły znikła i świat znieruchomiał. I poczułam rozkoszne zimno na czole.
Znacie to uczucie, kiedy naraz zamiera świat? Tak na chwilę, dwie czy trzy sekundy jedynie, ale jednak. Stoicie na przykład na ruchliwym skrzyżowaniu w samym centrum Warszawy, otacza was nieustanny szum ulicy, i naraz zaskakuje was nagła, kompletna cisza. Przez moment wszystkie auta stoją na czerwonym świetle, akurat nie przejeżdżają żadne podzwaniające tramwaje, ludzie zapominają o klaksonach i o pogaduchach na przystankach. Świat na kilka chwil zamiera. A potem jednocześnie wszystko rusza z powrotem, jak zwolnione z przytrzymującej sprawy sprężyny.